Koronawirus jest dla firm źródłem przeróżnych kłopotów. Głównie finansowych i kadrowych, ale także coraz częściej wizerunkowych. Jak działać w takiej sytuacji?
Dotychczas problemem np. dla zakładów produkujących żywność było choćby zanieczyszczenie substancją chemiczną lub zakażenie salmonellą. Teraz wszystkie zakłady produkujące żywność np. wyroby mleczarskie czy też mięsne obawiają się zakażenia choćby jednego pracownika koronawirusem. Nie są to obawy na wyrost, gdyż może się to skończyć wysłaniem większości lub nawet wszystkich współpracowników na kwarantannę oraz długookresowym zamknięciem zakładu.
CZYTAJ TAKŻE: Koronawirus. Czego obawia się branża mleczarska
Akurat koronawirus w zakładzie produkcyjnym to sytuacja kryzysowa, która potrafi dokonać spustoszenia wizerunkowego nawet w przypadku dotychczas nieskazitelnego obrazu firmy na rynku. Można tego uniknąć pod warunkiem podjęcia skutecznych sposobów wyjścia z nagłego, gwałtowanego, naruszającego równowagę zdarzenia. Straty wizerunkowe są tak naprawdę stratami biznesowymi.
Jakoś to będzie…
Na początku trzeba uświadomić sobie fakt, że jeśli prasa nie pisze zwykle o małych i średnich przedsiębiorstwach (MŚP), a jedynie o dużych lub wielkich rynkowych graczach, to nie znaczy, że im też nie zdarzają się wpadki. Kłopoty takie jak choroby, w tym zakaźne, jak koronawirus, dotyczą bez wyjątku wszystkich.
Każda firma, a szczególnie ta, której działalność dotyczy materii niosącej ryzyko (np. produkcja chemikaliów) musi być gotowa na kryzys będący skutkiem błędu człowieka lub awarii. Błąd może się pojawić albo nie. To pięćdziesięcioprocentowe prawdopodobieństwo „będzie albo nie będzie” zazwyczaj prowadzi do niebezpiecznego z punktu wizerunku przedsiębiorstwa wniosku: jakoś tam będzie. I w praktyce niewiele firm jest przygotowanych na ewentualny kryzys. Mało to pocieszające dla sektora MŚP, ale można dodać, że podobnie podejście w Polsce ma wiele dużych i wielkich firm.