Kolejną dawkę niekoniecznie przychylnej aury serwują kursy giełdowe i słabnąca złotówka. Czy w takiej scenerii funkcjonowanie małych i średnich przedsiębiorstw stanie pod znakiem zapytania? To oczywiście zależy od pogłębiania się inflacji, rynku walut, a także… potencjalnych luzowań sanitarnych.
Kolejna odsłona covidowej inflacji
Według sprawozdań Głównego Urzędu Statystycznego powoli sprawdzają się prognozy inflacyjne, które ekonomiści formułowali jeszcze przed wprowadzeniem radykalnego lockdownu. Mowa o zbliżaniu się do poziomu 3,5 proc. (jest to górny limit wahań akceptowany przez Narodowy Bank Polski), ponieważ w marcu br. odnotowano już 3,2-proc. stopę wzrostu cen dóbr i usług konsumpcyjnych względem analogicznego okresu w roku 2020. Ponadto, wyniki z ubiegłego miesiąca to również znaczący awans wskaźników względem lutego br., kiedy to odnotowano 2,4 proc. Co gorsza, niektórzy analitycy wskazywali, że po chwilowych wzrostach na przełomie ubiegłego sezonu i roku 2021, może nastąpić względna stabilizacja. Na rekordowym poziomie będzie nie 3,5 proc., a 3 proc. Niestety, optymistyczny scenariusz mija się już z rzeczywistością.
CZYTAJ TEŻ: Czy polskie małe i średnie firmy podążą drogą amerykańskich?
Przebicie poziomu 3 proc. inflacji ostatnim razem odnotowano w listopadzie. To wydarzenie zbiegło się m.in. z tendencją do wstrzymywania się z zakładaniem jednoosobowych działalności gospodarczych, a także względnym zastojem małych i średnich spółek (nie wspominając o branżach najbardziej dotkniętych lockdownem). Sporo obaw może mieć również sam konsument, który jeszcze bardziej zaciśnie pasa w obawie przed dobiciem do poziomu 4-proc. inflacji — a takie wskaźniki są w stanie utrzymać się nawet do końca br. Kategorią produktów, które złączyłyby klientów z przedsiębiorcami we wzrostowej niedoli, jest benzyna. Szczególnie sektor transportowy, już i tak dotknięty początkowymi regulacjami na granicach, może odczuć rekordową dynamikę wzrostu cen paliw rzędu 7,6 proc. w skali roku oraz 6,6 proc. w ujęciu miesięcznym. Niestety, to nie koniec złych informacji dla małego i średniego biznesu.
Coraz słabiej z walutami
O ile m.in. krajowy biznes fryzjerski (z dynamiką inflacyjną rzędu 10,5 proc.) powinien się martwić wciąż wydłużającym się zamrożeniem własnej branży, to już cieszące się względną wolnością gospodarczą spółki, prowadzące działalność międzynarodową mogą mieć sporo obaw w kontekście wahań walutowych. Mowa głównie o sytuacji dolara amerykańskiego, który pomimo wciąż rosnącej inflacji we własnym kraju (2,6 proc. w marcu), cieszył się tak dużym zainteresowaniem inwestorów, że dalej piął się w wykresach. Co za tym idzie, nieco zyskało euro, ale również… polski złoty. Analitycy z FED nie są w stanie wyjaśnić tak egzotycznego zjawiska w dobie pandemii. Jednak jeszcze ciekawiej siły rozkładały się w naszych rodzimych realiach.
CZYTAJ TEŻ: Kwalifikator MŚP – jak sprawdzić czy firma ma status MŚP?
Umocnienie złotówki było jednak złudne. Faktycznie, pod koniec pierwszej połowy kwietnia notowaliśmy pewne umocnienia względem m.in. euro. Jednak dobra passa zakończyła się tak szybko, jak wkroczyła na ogarniętą letargiem polską scenę biznesową (oczywiście z pewnymi wyjątkami). Rodzima waluta względem europejskiego nominału w rekordowym momencie przekraczała poziom 4,62 zł za jednostkę, a następnie chyliła się ku poziomowi 4,52. Różnica spora i ją właśnie mogli odczuć reprezentanci spółek technologicznych, ale również transport. W kontekście wahań walutowych sporo zamieszania spotkało osoby odpowiedzialne za rachunki (pamiętajmy, że obroty w walutach obcych to spore obciążenie dla rachunkowości MŚP). Szkoda też detalistów działających w sieci, którzy swoją działalność opierają na rynkach zagranicznych — takie wahania mogą w niemałym stopniu wpłynąć na wartość sprzedawanych produktów.