A na co w tej sytuacji mogą liczyć nasi przedsiębiorcy? Wydaje się, że z ich punktu widzenia rosnący handel z największym eksporterem i importerem świata, jakim są Chiny, byłby mile widziany?
Po pierwsze, wciąż mamy pandemię. Są utrudnienia. Niełatwo jest pojechać do Chin, bo grozi nam natychmiastowa, surowa kwarantanna. Wobec tego dopóki pandemia się nie skończy to o normalnych relacjach nie będziemy mówili. W Chinach owszem, pandemia jest już pod kontrolą, ale surowe przepisy nadal obowiązują i gdzie tylko pojawia się nowe ognisko zakażeń natychmiast wkraczają tam władze. W tym sensie musimy poczekać i liczyć na to, że zadziałają szczepionki kiedy już zostaniemy zaszczepieni.
Po drugie, ponad 80 proc. naszego eksportu do Chin i naszych relacji handlowych z Chinami to zasługa małych i średnich przedsiębiorstw, czyli bezpośrednia komunikacja samolotowa i inna jest potrzebna.
I po trzecie – najważniejsze, powtarzam to jak mantrę, że w Polsce ciągle nie ma świadomości, że jest w interesie Chin, żeby do Polski wejść. Nie dlatego, że im się podoba ta czy inna polska administracja, tylko tak im wynika z mapy. Dla nas być położonym między Rosją, a Niemcami to historycznie było przekleństwo. A z punktu widzenia Chin jest to najlepsze możliwe położenie, jakie można sobie wyobrazić. Oczywiście oni przychodzą tu z własnymi interesami, koncepcjami i pieniędzmi, ale jeżeli byśmy w to zagrali, to ugrać można wiele. Z tym, że trzeba bardzo uważnie przyglądać się, co robi w tym względzie UE, co robią Niemcy, jak się ułożą na nowo relacje transatlantyckie, które zostały dość mocno nadwyrężone, bo przecież Donald Trump w ogóle nie rozumiał co to jest UE. Nie chciałbym nikogo obrażać, ale on tak skomplikowanego mechanizmu po prostu nie rozumiał i nie chciał zrozumieć. A poza tym był za dwustronnymi dealami, a nie skomplikowanymi, wielostronnymi, ponadnarodowymi rozwiązaniami.
Jednym słowem biznesmeni powinni czekać na impuls polityczny. Czy taki impuls będzie? Był już sygnał, a nawet dwa, które strona chińska dobrze odebrała. Pierwszy to Małaszewicze, o których mówiliśmy. A drugi to obecność prezydenta RP Andrzeja Dudy na ostatnim szczycie 17+1. Choć był to szczyt wirtualny to i tak wiele państw nie było reprezentowanych na szczeblu premiera czy prezydenta. 6 krajów, a konkretnie 3 bałtyckie plus Bułgaria, Rumunia i Słowenia wysłały tylko ministrów. A była nawet mowa o ambasadorach. Byłby to ogromny policzek dla strony chińskiej, którą reprezentował najwyższy przywódca. Co więcej, Polska jako pierwsza wskazała, że nas będzie reprezentował prezydent RP, co niewątpliwie było bardzo dobrze przyjęte przez stronę chińską przynajmniej od strony polityczno-propagandowo-medialnej. A czy będą z tego konkrety? Dużo od nas zależy, bo strona chińska – powtarzam – chce tu wejść, a nawet już tu u nas, w kraju, w regionie i na kontynencie jest.