Po dwóch pierwszych spotkaniach piątej już edycji Programu Handlu Zagranicznego (PHZ), które dedykowano rynkowi niemieckiemu, kolejne dwa przeniosą nas do Azji. Tematem będą rynki Dalekiego Wschodu na czele z chińskim, który jako pierwszy wraca do normalności po pandemii koronawirusa.
Z Azji do Polski głównie import
Na ogólne saldo polskiego handlu z zagranicą mocno rzutuje ciągły deficyt w handlu z Azją. Ujemny wynik w wymianie z państwami tego kontynentu notujemy niezmiennie od 2004 r. I z każdym rokiem począwszy od 2012 on się powiększa. W 2012 r. było to „ledwie” 19 mld euro. W 2016 r. już ponad 30 mld euro, a w 2017 r. i 2018 r. odpowiednio: 36,1 i 42,4 mld euro. Zaś w roku ubiegłym było to już aż 46,6 mld euro. Na minusie jesteśmy ze wszystkimi najważniejszymi krajami azjatyckimi, a więc z Chinami, Indiami, Japonią, Koreą Płd. i państwami stowarzyszonymi w ASEAN (m.in. Wietnam, Indonezja, Tajlandia, Malezja, Filipiny).
CZYTAJ TAKŻE: Eksport żywności do krainy 7641 wysp
Chiny – oddzielna historia
Nasze relacje z hegemonem światowego handlu – Chinami zasługują na szczególną uwagę. W 2019 r. sprowadziliśmy stamtąd towary warte 125 mld zł. Dało to Chinom pozycję nr 2 w naszym imporcie, zaraz za Niemcami. Niestety jeśli idzie o nasz eksport do Chin to Państwo Środka nie mieści się nawet w pierwszej dziesiątce krajów, do których eksportujemy najwięcej. Relacja naszego eksportu do importu z Chin w zależności od roku waha się od relacji 1:10 do nawet 1:12. Przykładowo w 2017 r. nasz import z Państwa Środka był dwunastokrotnie wyższy od naszego eksportu na tamtejszy ogromny, ale jednocześnie dość hermetyczny i bardzo wymagający rynek. I niestety tendencja ta z niemal każdym rokiem się pogłębia.
CZYTAJ TAKŻE: Jaki jest chiński klient?