Marek Migalski: Listy śmierci kontra uciekinierzy

To dobór kandydatów zdecyduje o sukcesie w wyborach do europarlamentu. Szanse na wygraną ma PiS.

Publikacja: 08.05.2024 04:30

Na listach do europarlamentu znaleźli się m.in. Mariusz Kamiński i Michał Wąsik

Na listach do europarlamentu znaleźli się m.in. Mariusz Kamiński i Michał Wąsik

Foto: PAP, Piotr Polak

Przypatrując się listom do europarlamentu poszczególnych partii, można dojść do wniosku, że tylko PiS-owi zależy na wygranej. To prawdziwe listy śmierci, jak trafnie zauważył Jarosław Kaczyński. Znaleźli się na nich prawie wszyscy politycy tego ugrupowania, których kochają jego wyborcy. Nie ma sensu ich wymieniać, ale gdyby sporządzić ranking najbardziej popularnych i lubianych działaczy Zjednoczonej Prawicy, to niemal wszyscy z nich znaleźli się na listach do Parlamentu Europejskiego. Zabrakłoby chyba tylko… samego Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry.

Bohaterowie dla twardego elektoratu

Niechętni dawnemu obozowi władzy krytykują start byłych ministrów skazanych prawomocnymi wyrokami za poważne przestępstwa czy byłego prezesa TVP, który słynął z brutalnej prorządowej propagandy. Ale przecież oni są w większości bohaterami dla twardego elektoratu PiS. A to właśnie on pójdzie 9 czerwca do lokali. Przypomnę, że średnia frekwencja w wyborach do europarlamentu to niecałe 29 proc. – oznacza to, że zainteresowani nimi są tylko najbardziej zaciekli zwolennicy poszczególnych partii. Dla nich wymienieni politycy są wspaniałymi postaciami, które warte są poparcia. Jeśli dodać do nich byłą premier, ukochaną za wprowadzenie programu „500+”, oraz znanych i doświadczonych parlamentarzystów, widać, że naprawdę ten zespół może powalczyć o zwycięstwo.

Czytaj więcej

Jacek Kurski: Nie boję się, że trafię do więzienia

Kaczyński chce wygrać tę elekcję. Bardzo chce. Dlatego ułożył owe listy śmierci. I dlatego także wyrzucił z nich takie osoby jak Zdzisław Krasnodębski, który nie byłby żadną lokomotywą wyborczą (notabene, po wyrzuceniu z list pan profesor znalazł w sobie nagle siłę i odwagę do krytykowania Kaczyńskiego, czym tylko potwierdził, że nie rozumie polityki i jest klasycznym przykładem zdradzającego klerka). Musiałoby się stać coś naprawdę spektakularnego, by PiS 9 czerwca nie mogło ogłosić kolejnego zwycięstwa.

Ucieczka do Brukseli

Tym bardziej że konkurenci bardzo ułatwiają mu zadanie. Żenująca ucieczka ministrów, którym służba Polsce znudziła się już po pięciu miesiącach, nie może budzić entuzjazmu. Podobnie jak jeszcze bardziej żenująca rejterada szefów komisji śledczych, którzy po trzech zaledwie miesiącach porzucają pracę nad badaniem nieprawości rządów PiS i chcą ją zamienić na słodkie pięć lat życia w Brukseli. Ta rejterada dotyczy wszystkich partii koalicyjnych, ale najbardziej widoczna jest w przypadku Koalicji Obywatelskiej.

Z kolei Lewica postanowiła popełnić samobójstwo, stawiając na dwóch byłych premierów, którzy w czasie mijającej kadencji europarlamentu mile leniuchowali, oraz na parę swoich liderów, którzy pragną spędzić ze sobą wygodne pięć lat na jedzeniu małż w Strasburgu. Co miałoby zmobilizować wyborców Lewicy, by pomogli tym politykom w spełnianiu swoich marzeń – naprawdę nie mam pojęcia.

Czytaj więcej

Donald Tusk: Polska jest dzisiaj liderem w sprawach, które dotyczą przyszłości Europy

Pasożytnictwo polityczne

Poważnie sprawę wyborów potraktowała Konfederacja i wystawiła w miarę silne listy. Prowadzenie kampanii będzie jej ułatwiać fakt, że – w przeciwieństwie do PiS – ma jasny i klarowny antyunijny przekaz i może skorzystać z ośmiu lat obrzydzania UE Polkom i Polakom robionego przede wszystkich przez… PiS. Czyżby zatem Konfederacja miała okazać stać się beneficjentem antyeuropejskiej polityki i propagandy obozu Zjednoczonej Prawicy? Byłby to ciekawy przykład pasożytnictwa politycznego.

Wszystko zatem wskazuje na to, że wybory do PE wygra PiS – jego elektorat jest najbardziej zmobilizowany (co pokazała już elekcja samorządowa), ma motywację do aktywności społecznej, bo uważa, że Polska ginie pod rządami „niemieckiego agenta”. Dodatkowym bodźcem będą owe listy śmierci – posłanie w bój najlepszych z najlepszych. Jeśli mam rację, że do lokali udadzą się tylko żelazne elektoraty, to właśnie tak zbudowane listy mogą okazać się najbardziej atrakcyjne. Na ich tle listy partii rządzących wydają się mdłe i nijakie – dodatkowo obciążone uciekinierami z ministerstw i komisji śledczych. Musiałby wydarzyć się cud, by Kaczyński 9 czerwca nie mógł ogłosić dziesiątego z rzędu zwycięstwa swej partii.

O autorze

Marek Migalski

Politolog, profesor Uniwersytetu Śląskiego

Przypatrując się listom do europarlamentu poszczególnych partii, można dojść do wniosku, że tylko PiS-owi zależy na wygranej. To prawdziwe listy śmierci, jak trafnie zauważył Jarosław Kaczyński. Znaleźli się na nich prawie wszyscy politycy tego ugrupowania, których kochają jego wyborcy. Nie ma sensu ich wymieniać, ale gdyby sporządzić ranking najbardziej popularnych i lubianych działaczy Zjednoczonej Prawicy, to niemal wszyscy z nich znaleźli się na listach do Parlamentu Europejskiego. Zabrakłoby chyba tylko… samego Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Sondaż: Co czwarty wyborca PiS wierzy w rozpad PiS
Polityka
Awantura o LGBT. Wiceminister wyszedł ze studia, poseł kazał mu się pospieszyć
Polityka
Jarosław Kaczyński o klimacie: Temperatura była o 13 stopni wyższa i przyroda kwitła
Polityka
„Europa ludzkich spraw”. Lewica prezentuje swój program do PE
Polityka
Sondaż: Donald Tusk chce fortyfikować granicę wschodnią. Co sądzą o tym Polacy?