Dwa ostatnie spotkania piątej edycji Programu Handlu Zagranicznego, który współorganizują: Bank BNP Paribas, KUKE, Bisnode i Polska Agencja Inwestycji i Handlu (PAIH) poświęcono rynkom Dalekiego Wschodu na czele z chińskim, który jako pierwszy zmagał się z pandemią koronawirusa i który jako pierwszy usiłuje też wrócić do normalności.
– Należymy do tej części biznesu, która ucierpiała przez pandemię koronawirusa, przynajmniej częściowo. A to dlatego, że nie możemy udać się do Chin/Azji i tam na miejscu zająć się montażem naszych obrabiarek – mówił Longin Wons, prezes Fabryki Obrabiarek RAFAMET, która produkuje obrabiarki do naprawy kół kolejowych i dostarcza je m.in. dla chińskich kolei dużych prędkości oraz do nowo budowanej linii metra w Pekinie.
– Niezależnie od trudności nadal kontraktujemy nasze maszyny do Chin i innych krajów Azji m.in. do Indii i Indonezji. Wartość jednej obrabiarki to 1 mln euro. Za produkty high-tech można tam uzyskać wysoką marżę. Ostatnio chiński odbiorca zgodził się na odbiór techniczny, bez obecności w Polsce. Teraz więcej rzeczy filmujemy, pokazujemy online. Cyfryzacja kontaktów postępuje – dodał szef Rafametu.
– W naszym przypadku wolumen sprzedaży nie spadł znacząco, bo tylko o 10 proc. Pandemia zbiegła się z okresem chińskiego nowego roku, a wtedy standardowo sprzedaż się zmniejsza – mówił z kolei Bartek Franczak, wiceprezes firmy Kaskat zajmującej się produkcją mleka, serwatki i innych produktów w proszku.
Import a brak dostaw
Relacja polskiego eksportu do importu z Chin w zależności od roku waha się od proporcji 1:10 do nawet 1:12 dlatego też mówiono o imporcie. – Prawdą jest, że na dziesięć kontenerów z Chin przypada w Gdańsku tylko jeden tam wysyłany, ale nie demonizowałbym relacji eksportu/importu z Polski do i z Chin, bo gros polskiego eksportu do Niemiec ląduje finalnie za Wielkim Murem – mówił Mateusz Dawidowski, główny przedstawiciel Portu Gdańsk w Szanghaju. – Import z Chin napędza polską gospodarkę, ma charakter zaopatrzeniowo-inwestycyjny – dodał.