Jedną z prostszych form dofinansowania młodej firmy są środki z powiatowych urzędów pracy. Najczęściej beneficjenci programu tworzą mikroprzedsiębiorstwa lub małe spółki. Szansa dla początkujących start-upów? Już nie. Poziom funduszy powoli rozgaszcza się na równi pochyłej, a ministerstwo jest zajęte łataniem post-lockdownowej dziury. Tymczasem, Japonia wychowuje przyszłe jednorożce (unicorny).
Wsparcie bez większych efektów
Według danych Ministerstwa Rozwoju, Pracy i Technologii od początku stycznia do końca listopada 2020 roku dokładnie 25 228 wnioskodawców otrzymało wsparcie w ramach Funduszu Pracy na założenie firmy. Łączna skala środków? Ponad 531,2 mln zł. Statystycznie każdy debiutant mógł liczyć na zastrzyk gotówki rzędu 21 tys. zł. Maksymalnie wnioskodawcy mogli ubiegać się o dokładnie 31 191,48 zł. Dużo? Mało? Przede wszystkim nieefektywnie.
CZYTAJ TEŻ: Polski start-up konkuruje ze Škodą na elektryki w Pradze
Środki z powiatowych urzędów pracy dedykowane są osobom bezrobotnym, które chciałyby rozpocząć własną działalność gospodarczą (w praktyce beneficjentem może być np. student). W pierwotnym założeniu dofinansowanie z powiatowych urzędów pracy miało być egalitarnym zastrzykiem gotówki dla osób chcących postawić pierwsze kroki na biznesowej ścieżce, nie posiadając znacznego zaplecza kapitałowego. Cel szczytny, w końcu państwo mogłoby zmotywować do działania debiutantów w o wiele gorszej sytuacji, niż start-upy powstające pod okiem doświadczonych graczy. Problemem jest jednak mechanika całego systemu.
Łódź nabiera wody
Od kilku lat skala środków systematycznie spada. Rekordowym pod względem wysokości funduszy był rok 2009 (1 093,1 mln zł) oraz 2010 (1 389,1 mln zł). Największa zapaść? Nie trzeba było długo czekać — rok 2011 z wynikiem 419,9 mln zł. Wtedy też założono najmniejszą liczbę firm — dokładnie 26 108. Kolejne lata? Mniej niż 50 tys. nowych podmiotów, pomimo krótkiej tendencji wzrostowej wysokości dofinansowania.
CZYTAJ TEŻ: PayEye płatność okiem zamiast kartą i telefonem. To już działa
Beneficjent środków nie musi zwracać dotacji pod warunkiem prowadzenia działalności przez co najmniej 12 miesięcy. Główny problem ministerstwa? Brak stabilnego poziomu prosperujących przedsiębiorstw bazujących na środkach z urzędów pracy. Alternatywą dla debiutantów przez dłuższą chwilę wydawał się program „Pierwszy biznes – wsparcie w starcie” Banku Gospodarstwa Krajowego. W ubiegłym roku maksymalny limit pożyczki wynosił 100 489,6 zł, czyli pierwszy raz mniej, niż w poprzednim sezonie. Różnica? Debiutantom odcięto 6 tys. zł. Tendencja wydaje się wyraźnie uderzać w wiarygodność publicznego systemu wsparcia start-upów. Z podobnymi problemami nie mierzy się jednak rząd w Japonii.