W przypadku Nigerii mówimy o największej populacji i
rynku…
Tak, za Nigerią przemawia i populacja i to że kraj ma ropę i
że jest to wreszcie największa gospodarka w Afryce pod względem PKB. Jednak
mimo wszystko gospodarka nigeryjska teraz spowolniła. I jeśli mówimy o
inwestycjach, a więc zazwyczaj o okresie co najmniej 5, a w zasadzie 7-12 lat
to gdy teraz słyszymy, że po 5 latach kraj ten ma problemy, a wcześnie był
polecany i oblegany przez inwestorów to można zacząć się zastanawiać czy
działalność ma tam sens i czy się opłaca. Naszym zdaniem i wielu organizacji, z
którymi współpracujemy jednak mimo wszystko się opłaca ponieważ na pewno, i nie
ma tu żadnych wątpliwości, jest to rynek o największych perspektywach. Może się
zdarzyć, że jedna czy dwie inwestycje nie wypalą, ale jako KUKE nie powstaliśmy
przecież tylko po to, aby zabezpieczać tylko transakcje ze stuprocentową
gwarancją sukcesu. Jeśli więc będziemy tam więcej robić, jeśli nasza obecność
będzie bardziej zaznaczona to tym większa jest szansa, że nasi eksporterzy,
inwestorzy, firmy z Polski będą miały tam zabezpieczone długoterminowe
funkcjonowanie. Jest to rynek, na którym się powinno patrzeć właśnie nie w
perspektywie tych 5 lat, ale w perspektywie długoterminowej.
Wspomniała pani o rynkach, które aktualnie radzą sobie
gorzej, a które teraz uznawane są za dobrze rokujące?
O ironio wciąż mówi się jednocześnie o tych, o których
wspomniałam, ale jest to też Egipt. Jest on wciąż popularny, choć zaczyna być
przeładowany. Rynkiem przyszłościowym, na który wszyscy teraz patrzą i
delegacje ze wszystkich krajów go odwiedzają jest właśnie niewielka Rwanda
(Ruanda). To rynek bardzo mały geograficznie, populacyjnie też nie największy,
ale dla samej Afryki i dla inwestorów zagranicznych jest wyznacznikiem
standardów, które chce się osiągnąć na kontynencie afrykańskim. Co to znaczy
dla firm z Europy? W Rwandzie struktury pod robienie transakcji są lepiej
przygotowane. Politycznie i gospodarcze jest to państwo przewidywalne i jest
łatwiej powiązać z nim swe inwestycje. Co to z kolei znaczy dla innych krajów
afrykańskich? Rwanda ma dosyć wyśrubowane normy różnego rodzaju np. dotyczące
produktów spożywczych. I zazwyczaj gdy chce się ruszyć z Rwandy na podbój
ościennych krajów to jest to już dużo prostsze, gdyż rządy sąsiednich krajów
wiedzą o tych normach i prościej jest im dopuścić do obrotu produkty na ich
rynkach.
Europa znów chce wkroczyć do gry w Afryce? Osłabł tam chyba
z kolei impet chińskich działań?
Wpływ chiński w Afryce widać bardzo mocno, szczególnie w
kontekście dużych projektów infrastrukturalnych. Większość dróg tam zbudowanych
to dzieło chińskich firm. Niewiele dróg zbudowały tam firmy europejskie choć to
też zależy, od tego jak zakwalifikujemy firmy tureckie, które rozpychają się
teraz na rynkach afrykańskich właśnie w kontekście dużej infrastruktury. Jeśli
zaś idzie o Chiny to wiele rządów i firm afrykańskich zdało sobie sprawę, że są
zbyt zależne od chińskiego partnera. Dlatego chcą jak najbardziej
zdywersyfikować źródła inwestorów czy też firm odpowiadających za duże
inwestycje infrastrukturalne. Z drugiej strony produkt „Made in Europe” (i tu
już nieważne, który kraj wskażemy) jest dla Afrykanów synonimem dużo wyższej
jakości. I już teraz, choć nie wszyscy równomiernie, bo każdy kraj jest na
innym etapie rozwoju, dochodzą do takiego punktu w tym rozwoju, że coraz
bardziej chcą stawiać właśnie na jakość.