Być może przyszłością będzie ekonomia w ujęciu kwantowym. Póty co obecnymi realiami gospodarczymi oraz w przyszłości widzianej co najmniej w perspektywie średniookresowej rządzi i będzie rządzić pragmatyzm. Mistrzami w realistycznej ocenie rzeczywistości, liczeniu się z konkretnymi możliwościami i podejmowaniu jedynie takich działań, które gwarantują skuteczność są Azjaci, w tym szczególnie Singapurczycy oraz Chińczycy. Widać to doskonale po wzroście gospodarczym w tym regionie. Większość azjatyckich krajów co roku odnotowuje kilkuprocentowy wzrost PKB. Oczywiście są to kraje, podobnie jak Polska, rozwijające się, ale akcenty w ich politykach gospodarczych są rozłożone inaczej niż w Unii Europejskiej, w tym również w naszym kraju. Krótko mówiąc w Azji myśli się o maksymalnym rozwoju wszelkimi sposobami, a w UE rozwój postępuje poprzez regulację mocno nasyconego i konkurencyjnego rynku. Unijne gwarancje prawnej oraz w pewnym stopniu ekonomicznej stabilności tak naprawdę usypiają w naszych przedsiębiorstwach naturalne zachowania konkurencji, aktywnie stosowane właśnie w Azji, ale również w Ameryce Łacińskiej czy w Stanach Zjednoczonych. Próba zmiany tego swoistego ładu rynkowego wywołuje niepokój oraz protesty. W 2019 r. największy zamęt wśród unijnych przedsiębiorstw, w tym również polskich, wywołała umowa Unii Europejskiej z krajami Mercosur (Mercado Común del Sur – Wspólny Rynek Południa, tworzy go 5 krajów: Argentyna, Brazylia, Paragwaj, Urugwaj i Wenezuela, która jest teraz zawieszona).
CZYTAJ TAKŻE: Biznes na styku Ameryk
Idea FTA
Strach przed umową o wolnym handlu wynika z niezrozumienia czym jest FTA. Powszechną niewiedzę w tym zakresie wykorzystują więc różnej maści politycy oraz eksperci, których łączy nie rzeczywista troska o przyszłość danej branży, ale bieżący poklask, zapewniający im byt i określony status w polityce czy w branży. Bardzo dobrze to było widoczne w przypadku umowy CETA, której szkodliwości doszukiwano się dla polskiego rolnictwa. Według tzw. ekspertów polski rynek miała zalać wołowina i drób naszpikowane antybiotykami i sterydami. W formułowaniu takich opinii nie przeszkadzało im to, że swoimi wypowiedziami faktycznie podważali bezwzględnie obowiązujące normy unijnego prawa bezpieczeństwa żywności, które są również częścią polskiego prawa. Mało kto doczytał, że umowa ta ma przede wszystkim wymiar technologiczno-usługowy, a nie produktowy, w tym szczególnie rolny i rolno-spożywczy.
Można powiedzieć, że nierzeczowa i niefachowa krytyka CETA odstręczyła polskie firmy od zapoznania się z możliwościami, jakie ta umowa w sobie zawiera, gdy tym czasem MŚP w tzw. starej Unii wiedzą, o co w niej chodzi. Oczywiście są w Polsce przedsiębiorstwa, które nie zwracały uwagi na pseudoanalizy i pragmatycznie podeszły do umowy z Kanadą. Skupiły się na znalezieniu w jej zapisach możliwości biznesowych, bo te niewątpliwie tam są.
Granice i kontrole pozostają
O porozumieniach FTA trzeba wiedzieć, że umowy te w żaden sposób nie znoszą granic ani kontroli celnych, ani też nie włączają w tworzony obszar wolnego handlu innego porozumienia o wolnym handlu. Przy CETA podnoszony był argument, że Kanada będąca w NAFTA (North American Free Trade Agreement – umowa zawarta pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Kanadą i Meksykiem, tworząca pomiędzy tymi państwami strefę wolnego handlu) otworzy się na amerykańskie produkty, w tym na amerykański drób, wołowinę, wieprzowinę oraz inne produkty rolne, co rzecz jasna w praktyce miało doprowadzić do wykończenia unijnego, w tym polskiego rolnictwa oraz przetwórstwa rolnego i rolno-spożywczego. W praktyce, by właśnie zapobiec rozmaitym nadużyciom, każda umowa FTA zawiera zapis o konieczności utrzymania kontroli celnej na granicach państw tworzących strefę wolnego handlu w celu kontrolowania pochodzenia towaru, aby nie przyznawać przywilejów celnych i podatkowych nieuprawnionym. Oczywiście istnieje możliwość, aby amerykańska firma korzystała z przywilejów CETA, ale aby tak się stało, musiałaby się stać firmą kanadyjską i produkować swoje wyroby w dużej mierze, w oparciu o surowiec kanadyjski, a nie importowany.
Przepis na sukces
Analiza treści umowy FTA w praktyce zawiera niemal gotowe przepisy na sukces biznesowy. Wiedza o tym, na co, kiedy, w jakim tempie będą znoszone cła lub inne podatki i opłaty pozwala zbudować swoją ofertę na dany rynek. A gdyby jeszcze udałoby się takiej firmie synchronizować skorzystanie z unijnych narzędzi wsparcia eksportu (np. dofinansowanie do stoiska na tragach), to możliwości zbudowania dla siebie przewagi konkurencyjnej są oczywiste. Wymaga to jednak poświęcenia czasu na analizę, a nie każdemu się chce.