- Choć wydawałoby się, że pandemia nie dotyka budownictwa, koniunktura mu sprzyja, niestety sytuacja nie jest tak jednoznacznie pozytywna. Gwałtownie drożeją materiały budowlane, brakuje rąk do pracy, a rynek kontraktów wcale nie jest równie obfity dla firm o różnej specjalizacji - mówi Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor. I zaznacza, że znów zaczęły pogłębiać się problemy zatorów płatniczych.

W br. upadłości czy konieczności zakończenia działalności najbardziej obawia się właśnie budownictwo (tak deklaruje 32 proc. firm). Dla porównania rok temu był to głównie przemysł, a przedstawiciele firm budowlanych o ewentualności bankructwa wspominali sporadycznie.

Czytaj więcej

Sektor MŚP pod coraz większym ostrzałem ze strony cyberprzestępców

Z danych zebranych przez Dun&Bradstreet wynika, że największą liczbę niewypłacalności na koniec minionego roku odnotowano w sektorze szeroko rozumianych usług. Łącznie upadłość ogłosiło tu 560 firm, co w porównaniu do roku ubiegłego stanowi wzrost o prawie 75 proc. Niewiele lepiej było w handlu. Zarówno tym detalicznym, jak i hurtowym. Łącznie na koniec 2021 r. niewypłacalność dotknęła nieco ponad 400 podmiotów. To wzrost o 50 proc. W przypadku przedsiębiorstw produkcyjnych, gdzie łącznie upadłość ogłosiło 389 podmiotów, wzrost sięgnął 43 proc. W branżach w powszechnej opinii uznawanych za koła zamachowe polskiej gospodarki, tj. w budownictwie i transporcie, także mało powodów do optymizmu (odpowiednio 50 i 35-proc. przyrosty niewypłacalnych firm).

W br. strachu przed upadłością widać w branży usługowej (28 proc.) i transportowej (24 proc.). Z kolei przemysł, najmniej obawiający się utarty płynności finansowej i upadłości, niestety nie ma najlepszej passy - notuje wzrost zaległości o ponad 15 proc., czyli ponad 0,9 mld zł. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą produkcji spożywczej, która ma już prawie 1,9 mld zł przeterminowanych zobowiązań. To o 0,5 mld zł więcej niż w listopadzie 2020 r.