Apelują jednak o umiejętne zarządzanie falą uchodźców, tak by płynnie weszli oni na polski rynek pracy.
Mikołaj Zając, prezes firmy konsultingowej Conperio, mówi, że kluczem są rozwiązania, które pomogą uniknąć chaosu i zmniejszą koszty obsługi migrantów. – Jeżeli myślimy o rynku pracy w dłuższej perspektywie, to musimy działać pragmatycznie już przy samej granicy – podkreśla.
Potrzebne punkty na granicy
Zdaniem specjalistów na miejscu powinna być weryfikowana podstawowa ocena kompetencji oraz umiejętności pracowników z Ukrainy. – Znikoma część przybyszy zza wschodniej granicy, przyjeżdżając do Polski ma zorganizowaną pracę. A pracodawcy chcą i potrzebują zatrudniać. W punktach przygranicznych powinny powstawać bazy danych kompetencji uchodźców. Są to często osoby o umiejętnościach, których w Polsce brakuje – szwaczki, kucharki, nauczycielki, tłumaczki czy pracownice administracji. W wielu zakładach produkcyjnych zajęcia, które kiedyś zarezerwowane były tylko dla mężczyzn, jak np. spawanie bądź operowanie wózkiem widłowym, dziś z powodzeniem wykonują panie – zauważa Zając.
Bazy danych kompetencji mogłyby łączyć firmy z poszczególnych województw z danymi umiejętnościami ukraińskich pracowników. – Równomierne rozlokowanie uchodźców w głąb i na zachód Polski jest kluczowe, aby uniknąć kryzysu uchodźczego i pozwolić na samoutrzymanie Ukraińców. Samorządy powinny maksymalnie ułatwić procedury zatrudniania tych osób. Pomoże to również zniwelować deficyt w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Nowi pracownicy będą płacić różnego rodzaju składki, w tym emerytalną czy zdrowotną – zaznacza ekspert.
Czytaj więcej
Niemal 90 proc. osób zza wschodniej granicy, które pracują nad Wisłą, jest zadowolonych z poziomu wynagrodzeń oraz atmosfery i warunków panujących w firmach – wynika z danych firmy ThreeZones.